sobota, 4 lutego 2012

Zapomniana rzeźba Józefa Gosławskiego

Wywołany do tablicy przez Adama Cedrę, przesyłam dwa teksty.
 Pierwszy – zgodnie z życzeniem pomysłodawczyni publikacji, Anny Gosławskiej-Rudzkiej, córki Józefa Gosławskiego mający charakter anegdoty – ukazał się w książce „Józef Gosławski. Rzeźby, monety, medale” (Warszawa 2009, s. 34-35).
 Nieco więcej o Józefie Gosławskim i jego norwidianach znaleźć można w drugim tekście, opublikowanym w „Studiach Norwidiana” (20-21 (2002-2003), Lublin 2004, s. 183-191).



Fot. Tomasz Korpysz



Tomasz Korpysz
Norwidowska „przypadków ironia” – z historii jednej rzeźby Józefa Gosławskiego

W jednym z licznych korytarzy Teatru Narodowego w Warszawie, wśród złotych kandelabrów, kryształowych żyrandoli, marmurów i luster natknąć się można na ponaddwumetrową rzeźbę przedstawiającą Norwida. Sylwetka poety, stojącego z pochyloną głową, z pociągłą, niemal ascetyczną twarzą z wyraźnie zaznaczonymi kośćmi policzkowymi, ze ściągniętymi (w smutku, cierpieniu, zadumie?) brwiami jest ledwie zarysowana. Z ciemnej bryły wyłaniają się ręce – prawa swobodnie (z rezygnacją?) opuszczona wzdłuż tułowia oraz lewa spoczywająca na piersiach, niejako zasłaniająca je, z dłonią zaciśniętą na ramieniu w geście obrony, wycofania czy też zadumy. Takie przedstawienie Norwida zdaje się nie pasować do otoczenia. Jeśli zaś zna się historię rzeźby, trudno nie zgodzić się z poetą, który pisał: Wielka jest przypadków ironia!
            Przed mniej więcej 10 laty do prof. Jadwigi Puzyniny, kierownika działającej na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego Pracowni Słownika Języka Cypriana Norwida, przyszedł list od prof. Krzysztofa Jeżewskiego z Paryża. Jego autor pytał, czy znana jest nam rzeźba przedstawiająca poetę, której niezbyt dobrej jakości kserokopię dołączył do listu, a o losach której sam nic nie wiedział. Byłem wówczas doktorantem zafascynowanym Norwidem, ale naukowo interesującym się przede wszystkim jego językiem, więc treść listu nie na długo zaprzątnęła moją uwagę.
            Kilka lat później, w styczniu 2002 roku, w holu Teatru Małego w Warszawie czekałem na rozpoczęcie koncertu jazzowego. Nagle w kącie pełniącym funkcję palarni – i w związku z tym zastawionym dość ordynarnymi metalowymi popielniczkami rodem z poprzedniej epoki – zauważyłem jakąś zakurzoną ciemną figurę. Jej wygląd jakby coś mi przypominał... Kiedy podszedłem bliżej, natychmiast się zorientowałem, że to sylwetka „mojego” Norwida! Przypomniałem też sobie list i niewyraźne zdjęcie przesłane niegdyś z Paryża – niewątpliwie przedstawiające właśnie tę rzeźbę. Po raz pierwszy w tej historii dała o sobie znać Norwidowska ironia – prawdopodobnie jedyne pełnopostaciowe rzeźbiarskie przedstawienie poety zapomniane, zaniedbane, nieco zniszczone, w oparach papierosowego dymu stoi w ciemnym kącie teatralnego holu…
Na moje nerwowe pytania, skierowane do bileterów: „Czy Państwo wiedzą, czyja to rzeźba?”, „Od kiedy ona tu stoi?”, „Czyją jest własnością?”, „Dlaczego nie jest opisana?”, „Czemu została umieszczona w palarni?!” odpowiedziano mi wzruszeniem ramion i słowami: „Ona tu stoi od dawna, ale nic więcej nie wiemy”. Szczęśliwie miałem przy sobie aparat fotograficzny, postanowiłem więc zrobić kilka zdjęć, ale – i tu po raz drugi ujawniała się Norwidowska „ironia zdarzeń” (czy – jak poeta pisał w innym miejscu – „rzeczy ludzkich”) – okazało się, że właśnie wtedy wyładowały się baterie!
Następnego dnia rano uzbrojony w dwa komplety nowych baterii ponownie poszedłem do teatru. Kiedy wyjawiłem pracownikom obsługi cel wizyty, stwierdzili, że na fotografowanie muszę mieć oficjalną zgodę. Zaczęły się poszukiwania kogoś, kto mógłby mi taką zgodę dać, i rozmowy z kolejnymi urzędnikami. Przy tej okazji próbowałem się dowiedzieć, do kogo rzeźba należy i dlaczego zapomniana stoi w teatralnej palarni. Odsyłano mnie od jednej osoby do drugiej, nikt nie potrafił niczego wyjaśnić. Trwało to kilka tygodni. Wreszcie dowiedziałem się, że rzeźba jest własnością Teatru Narodowego i pierwotnie tam była eksponowana. W dyrekcji teatru uzyskałem też zgodę na jej sfotografowanie. Kiedy po raz kolejny zjawiłem się w Teatrze Małym, powiedziano mi, że… rzeźby nie ma, ponieważ została zabrana do konserwacji! Na szczęście po chwili okazało się, że dopiero jest przygotowywana do transportu. Dzięki życzliwości już mnie znających pracowników teatru zostałem wpuszczony na zaplecze i niemal w ostatniej chwili mogłem sfotografować leżącego na ziemi i czekającego na wywiezienie Norwida.
Przez następne tygodnie nieustannie zastanawiałem się nad tym, czy decyzja o konserwacji rzeźby tylko przypadkiem (Norwidowska „ironia przypadków”?) zbiegła się z jej „odkryciem” przeze mnie, czy też moje natarczywe telefony i wizyty u różnych osób sprawiły, że się nią zainteresowano… Jednocześnie starałem się poznać jej historię, przeglądając różnego typu leksykony, bibliografie, katalogi wystaw, odwiedzając warszawskie Muzeum Teatralne. Okazało się, że autorem rzeźby był Józef Gosławski, powstała ona w 1961 roku na zamówienie Muzeum Teatralnego w Warszawie i do czasu słynnego pożaru znajdowała się w korytarzu Teatru Narodowego. Szczęśliwie została wówczas uratowana i po pewnym okresie tułaczki umieszczona w Teatrze Małym. Niestety – w tak niefortunnym miejscu i otoczeniu, że popadła w niemal całkowite zapomnienie i pozostawała nieznana nawet w coraz liczniejszym środowisku norwidologów.
W czasie swoich poszukiwań przypadkiem (?) poznałem panią Annę Gosławską-Rudzką. Dzięki jej życzliwości miałem możliwość zapoznać się z dwoma innymi norwidianami jej ojca: rysunkowym szkicem medalu upamiętniającego Norwida oraz glinianym projektem pomnika poety (oba, niestety, nie zostały zrealizowane). Od niej dowiedziałem się też, że przedstawiającą poetę rzeźbę, która przez lata była „ozdobą” teatralnej palarni, a którą dziś po renowacji zobaczyć można w Teatrze Narodowym, ona sama i historycy sztuki uważali za bezpowrotnie zaginioną…

PS. Zdjęcia rzeźb nożna zobaczyć w nowym wpisie z 13.02.2012 r:  http://norwidiana.blogspot.com/2012/02/nowe-zdjecia-rzezby-gosawskiego.html [przyp. red.]


Tomasz Korpysz

Norwid Józefa Gosławskiego. O zapomnianej rzeźbie zapomnianego rzeźbiarza*

    Wyrażenie „Norwidowska ironia” na trwałe weszło do języka historyków i teoretyków literatury, a zdanie o ironii, która jest „koniecznym bytu cieniem” jest jednym z najczęściej przywoływanych cytatów z pism autora Assunty. Samemu Norwidowi i jego dziełom również wielokrotnie towarzyszyła ironia nazywana przez niego ironią „czasów”, „przypadków”, „zdarzeń” czy „rzeczy ludzkich”. Na takie miano niewątpliwie zasługują nie tylko np. losy Rzeczy o wolności słowa czy Vade-mecum, ale też chociażby fakt, że autor Promethidiona wciąż nie ma nie tylko poświęconego sobie muzeum czy choćby stałej ekspozycji, ale nawet – poza dwiema rzeźbami-pomnikami w Wyszkowie – godnego pomnika.[1] Na ironię zakrawa przy tym, że przed czterdziestu laty powstały wprawdzie projekty medalu i pomnika Norwida, a także przedstawiająca go rzeźba, ale są one niemal zupełnie nieznane.[2] Ich autorem był dawniej bardzo popularny, dziś nieco zapomniany rzeźbiarz i medalier - Józef Gosławski. Warto w tym miejscu przypomnieć tę postać.
Józef Gosławski urodził się 24 IV 1908 roku w Polanówce w woj. lubelskim. Początkowo kształcił się w Państwowej Szkole Sztuk Zdobniczych i Przemysłu Artystycznego oraz w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie (m.in. u Xawerego Dunikowskiego)[3], a następnie w Szkole Sztuk Pięknych w Warszawie pod kierunkiem Tadeusza Breyera[4]. Dzięki stypendium prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej w lutym 1935 roku wyjechał do Włoch, gdzie dwa lata później uzyskał dyplom Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych w Rzymie.[5] Wojnę i okupację artysta przeżył w Wąwolnicy koło Kazimierza Dolnego; powstałe w tym okresie dzieła (jak również duża część prac wcześniejszych) w większości się nie zachowały. Po wojnie Józef Gosławski nawiązał współpracę z jednym ze swych nauczycieli, Tadeuszem Breyerem – twórcą oryginalnej warszawskiej szkoły rzeźby, dla której charakterystyczny był m.in. „nacisk na opanowanie rzemiosła, umiejętności konstruowania wyważonej formy”[6]. Wpływ Breyera widoczny jest w wielu statycznych, klasycyzujących, realistycznych, w dobrym tego słowa znaczeniu „rzemieślniczych” dziełach artysty.
Najważniejsze prace rzeźbiarskie Józefa Gosławskiego to m.in. pomnik Adama Mickiewicza w Gorzowie Wielkopolskim oraz pomnik ofiar obozu w Żabikowie koło Poznania, a także płaskorzeźby do gmachu Rady Państwa w Warszawie i grupa alegoryczna Muzyka na zwieńczeniu jednej z warszawskich kamienic. Jest on też autorem interesującego wielopostaciowego ołtarza wykonanego do kościoła parafialnego w Masłowie koło Kielc oraz cyklu stacji Męki Pańskiej do jednego z kościołów w Poznaniu; przez kilka lat uczestniczył ponadto w rekonstrukcji kamieniczek w Kazimierzu Dolnym.[7] Mimo że Gosławski – mówiąc słowami Norwida – „rzeźby się uczył”, jego najliczniejsze i najbardziej znane prace to medale i plakiety o tematyce religijnej, martyrologicznej, wojennej oraz historycznej i rocznicowej.[8] Stworzył ponadto cykl medali upamiętniających wielkich Polaków (m.in. Fryderyka Chopina, Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego, Józefa Ignacego Kraszewskiego, Ludwika Zamenhoffa, Marię Skłodowską-Curie) oraz kilka orderów i odznak, np. Wzorowy żołnierz, Za długoletnie pożycie małżeńskie, Zasłużony dla Warmii i Mazur.[9]
Józef Gosławski zmarł 23 I 1963 roku. W latach 50. i 60. był uznawany za jednego z najwybitniejszych polskich rzeźbiarzy i medalierów, dziś wydaje się być nieco zapomniany, a na pewno – zapominany. Symbolicznym znakiem owego – zasygnalizowanego w tytule niniejszego szkicu – zapomnienia może być zarówno powielany w wielu publikacjach błąd w dacie wstąpienia artysty do Szkoły Sztuk Pięknych w Warszawie[10] czy zdarzające się w niektórych opracowaniach mylenie go z innym rzeźbiarzem – Julianem Boss-Gosławskim, jak też chociażby fakt nieumieszczenia jego nazwiska w najnowszej Encyklopedii sztuki polskiej[11]. Prace Gosławskiego  niejednokrotnie są dziś pomijane milczeniem lub zbywane negatywnymi przyczynkowymi uwagami. Niewątpliwie część z nich jest naznaczona piętnem czasu i w pewnej mierze podporządkowana wymaganiom socrealizmu, jednak wielu historyków sztuki jest zdania, że to właśnie dzieła Breyera i jego uczniów nadały rzeźbie socrealistycznej „stosunkowo wysoki poziom”[12] i jedynie one przetrwały próbę czasu. Oceny i dyskusje nad jakością oraz rzekomym politycznym zaangażowaniem niektórych prac Gosławskiego należy pozostawić historykom sztuki, poloniści, a zwłaszcza norwidolodzy powinni natomiast wiedzieć, że na dorobek artysty składają się także trzy norwidiana.
Wśród licznych rysunków, które pozostawił Gosławski, znajduje się szkic nigdy nie wykonanego medalu upamiętniającego Norwida. Nie da się o nim powiedzieć zbyt wiele, jest bowiem słabo czytelny – spośród wielu dynamicznie rysowanych, dość chaotycznych ołówkowych kresek z trudem daje się wyodrębnić ledwie zarysowaną głowę poety. Praca jest nieukończona, pozostaje właściwie szkicem szkicu, można się jedynie domyślać, że miała przedstawiać Norwida jako już dojrzałego mężczyznę, w ostatnich latach życia. Brak jest przy tym choćby planu rewersu medalu, nie wiadomo zatem, jak miał on wyglądać, jaki napis miał na nim widnieć itp. Rysunek nigdy nie został dopracowany, prawdopodobnie nie powstały też inne wersje tego projektu.
Bardziej dopracowany jest niewielki (28 x 19 cm.) gliniany projekt pomnika, który jednak nigdy nie doczekał się nie tylko realizacji, ale nawet choćby gipsowego odlewu. Nie zachowały się też – bądź nigdy nie istniały – rysunkowe wersje tego projektu. Widać jednak, że w zamierzeniu autora miało to być przedstawienie monumentalne, a jednocześnie na swój sposób dynamiczne – poeta, siedzący na niewyraźnie zaznaczonym fotelu bądź krześle, w niemal wieszczym czy profetycznym geście przystawia do piersi swoją nienaturalnie dużą lewą dłoń z szeroko rozstawionymi palcami. Prawa dłoń spokojnie spoczywa na prawym kolanie. Twarz jest pociągła, z dość ostrymi rysami, głowa lekko pochylona. Wyraźne są tu wpływy znanego obrazu Pantaleona Szyndlera, na którym Norwid jest przedstawiony jako starzec i także stylizowany na wieszcza czy proroka.
Oba projekty Gosławskiego – czy właściwie zarysy projektów – pozostają niemal zupełnie nieznane, co jest zrozumiałe, gdyż nigdy nie zostały one zrealizowane, nie prezentowano ich na wystawach, a ponadto nie zostały wykonywane na zamówienie czy konkurs. Oba powstały w ostatnich latach życia artysty w wyniku jego osobistych poszukiwań i fascynacji twórczością autora Promethidiona i są do dziś przechowywane w domowym archiwum rodziny rzeźbiarza. Znacznie trudniej wytłumaczyć fakt, że równie nieznana pozostaje jego rzeźba Norwida – jak się zdaje jedyne tej klasy i tej wielkości dzieło przedstawiające poetę.
Rzeźba ma 225 cm. wysokości i została wykonana z dwóch kawałków patynowanego drewna sokorowego. Przedstawia Norwida w postawie stojącej, z pochyloną głową, ubranego w długi płaszcz szczelnie okrywający całą postać. Sylwetka poety jest jedynie zarysowana, niejako ukryta w ciemnej bryle. Efekt ten został osiągnięty nie tyle dzięki spatynowaniu, ile dzięki temu, że artysta nie ukazał dokładnie szczegółów stroju – połów, klap czy kołnierza płaszcza. Na nierównej powierzchni niezbyt wyraźnie odcinają się przede wszystkim ręce – prawa swobodnie opuszczona wzdłuż tułowia oraz lewa spoczywająca na piersiach, niejako zasłaniająca je, z dłonią zaciśniętą na ramieniu w geście obrony czy też zadumy. Widoczne są także cztery guziki, w dolnej zaś części – realistycznie oddany układ pofałdowanej tkaniny płaszcza. Najważniejszym i najbardziej dopracowanym elementem rzeźby jest pochylona głowa – wyraźnie wyodrębniona z całej bryły, z dokładnie oddanymi surowymi rysami, dość krótką brodą. Jest to przedstawienie bardzo wyważone, statyczne, a przy tym skromne, nie epatujące bogactwem środków wyrazu, o „spokojnej uproszczonej [...] formie”[13]. Ukazuje Norwida zupełnie innego niż wspomniany wcześniej projekt pomnika – już nie dominującego, monumentalnego romantycznego starca-wieszcza, który zastyga przed widzem w profetycznym geście, ale spokojnego, wyciszonego, pokornego, jakby „wycofanego” człowieka w średnim wieku, który nie chce zaprzątać sobą uwagi, woli pozostać w cieniu i skłaniając głowę, ukrywa swoją twarz. Twarz pociągłą, niemal ascetyczną, z wyraźnie zaznaczonymi kośćmi policzkowymi, ze ściągniętymi (w smutku, cierpieniu, zadumie?) brwiami.
Zarówno w rzeźbie Norwida, jak i we wspomnianym wcześniej projekcie pomnika widoczna jest „twarda szkoła zasad realistycznej kompozycji rzeźbiarskiej”[14] Tadeusza Breyera, jednak równie widoczny jest fakt, że Gosławski wprawdzie „był rzeźbiarzem realistą, lecz nie miał nic wspólnego z naturalizmem”[15] i w wielu swoich dziełach ciążył razej ku symbolizmowi. Oba przedstawienia wyraźnie łączą w sobie cechy realizmu i symbolizmu – artysta chciał nie tyle po prostu rzeźbiarsko sportretować Norwida, ile w jakiś sposób go zinterpretować, ukazać takim, jakiego sam w danym momencie odbierał. Z tego też względu zwłaszcza opisywana wyżej rzeźba jest warta uwagi nie tylko norwidologów czy szerzej – miłośników autora Rzeczy o wolności słowa, ale także historyków sztuki. Niestety, jest ona właściwie nieznana, a jej losy dobrze wpisują się w Norwidowską koncepcję „ironii przypadków”.
Rzeźba powstała w 1961 roku na zamówienie Muzeum Teatralnego w Warszawie i do dziś pozostaje jego własnością. Na przełomie 1961 i 1962 roku była ona eksponowana (jedyny raz poza teatrem) na wystawie Polskie dzieło plastyczne w XV-lecie PRL[16], później zaś znalazła swoje stałe miejsce w Teatrze Narodowym, gdzie znajdowała się do czasu słynnego pożaru. Jak się po latach okazało, wiele osób (w tym rodzina artysty) było przekonanych, że rzeźba – jak wiele innych prac zdobiących teatralne korytarze i galerie – spłonęła. Tymczasem została ona uratowana i umieszczona w warszawskim Teatrze Małym. Niestety nie wyeksponowano jej tam, przeciwnie – przez kilkanaście lat stała ukryta we wnęce teatralnego hallu, pełniącej funkcję... palarni, przez co popadła w niemal całkowite zapomnienie. Niczego nie zmieniły obchody Roku Norwidowskiego, podczas których nikt nie zainteresował się losami rzeźby Józefa Gosławskiego, choć wiele wówczas mówiono o konieczności godnego upamiętnienia autora Assunty, a nawet powołano komitet mający na celu ufundowanie jego pomnika. Sytuacja zmieniła się dopiero na początku roku 2002, kiedy to dzieło zostało poddane gruntownej, choć niezbyt szczęśliwej renowacji – po oczyszczeniu pokryto je nieco zbyt ciemną, zbyt grubą i zbyt błyszczącą warstwą patyny, która całkowicie przykryła dawniej dobrze widoczne ślady dłuta[17].
Po renowacji rzeźbę poety umieszczono na powrót w Teatrze Narodowym. Niewątpliwie warto zobaczyć tam owo „nowe” norwidianum, a przy okazji zapoznać się z losami tej niesłusznie zapomnianej rzeźby i jej niesłusznie zapomnianego autora.





* Paniom: Wandzie Gosławskiej i Annie Gosławskiej-Rudzkiej serdecznie dziękuję za udostępnienie domowego archiwum i wszelką pomoc.
[1] Istnieją, rzecz jasna, liczne popiersia i tablice pamiątkowe Norwida (niestety, często o niskich walorach artystycznych). W 2001 roku odsłonięto przynajmniej cztery kolejne: tablicę z tekstem Legendy w rzymskim klasztorze sióstr Sacré Coeur przy kościele Trinita dei Monti, płaskorzeźbę poety w krypcie wieszczów na Wawelu, tablicę upamiętniającą chrzest Norwida w kościele pw. Podwyższenia Krzyża Świętego w Dąbrówce oraz tablicę i popiersie na warszawskim pałacu Zamoyskich.
[2] W latach późniejszych powstało kilka medali przedstawiających Norwida, m.in. autorstwa Józefa Stasińskiego i Jerzego Januszkiewicza.
[3] Podczas studiów, w 1933 roku Gosławski uzyskał I nagrodę za karykaturę w rzeźbie (przedstawiającą Xawerego Dunikowskiego) na Międzynarodowym Konkursie Rzeźbiarskim w Wiedniu. W latach późniejszych stworzył jeszcze wiele oryginalnych zgeometryzowanych rzeźbiarskich karykatur (m.in. Henryka Uziembły, Mahatmy Gandhiego, Józefa Piłsudskiego). Również w 1933 roku po raz pierwszy wystawił swoje prace w krakowskim Towarzystwie Przyjaciół Sztuk Pięknych. Warto dodać, że była to jedyna wystawa prac Gosławskiego o charakterze monograficznym, jaka się odbyła za życia artysty w Polsce. W 1960 zorganizował on wystawę indywidualną medali i plakiet w Budapeszcie, a pierwsza wystawa monograficzna odbyła się już po śmierci artysty – jesienią 1963 roku.
[4] Dostępne biogramy informują zwykle, że Gosławski studiował w Szkole Sztuk Pięknych w latach 1934-1935 (zob. np. Słownik artystów plastyków. Okręg warszawski, Związek Polskich Artystów Plastyków. Warszawa 1972; Józef Gosławski (1908-1963) [katalog wystawy], Związek Polskich Artystów Plastyków, Centralne Biuro Wystaw Artystycznych, luty 1973. Warszawa 1973), z Księgi Studiów Szkoły Sztuk Pięknych w Warszawie wynika jednak, że artysta zapisał się do późniejszej Akademii 2 października 1933 roku (Księga Studiów Szkoły Sztuk Pięknych w Warszawie 1922-1936, archiwum Akademii Sztuk Pięknych 161/392 nr 946). Lata 1933-1934 jako czas studiów Gosławskiego w ASP podaje np. Słownik artystów polskich i obcych w Polsce działających. Malarze, rzeźbiarze, graficy. Tom II: D-G. Wrocław 1975, s. 417.
[5] Na marginesie warto zaznaczyć, że praca Gosławskiego nadesłana z Włoch w 1936 roku zdobyła I nagrodę w konkursie na popiersie Józefa Piłsudskiego.
[6] H. Kotkowska. O wystawie. [w:] Profesor Tadeusz Breyer (1874-1952) i jego uczniowie [katalog wystawy], Akademia Sztuk Pięknych, Galeria „Aula” 14 lipca-29 sierpnia 1997. Warszawa 1997, s. 9.
[7] Artysta wykonał też wiele projektów pomników, m.in.: Bohaterów Warszawy, Pomordowanych w Getcie Lubelskim, a także Bolesława Prusa i Fryderyka Chopina (ten ostatni projekt został zrealizowany w kilka lat po śmierci rzeźbiarza i znajduje się w Żelazowej Woli; jego kopia towarzyszy corocznym konkursom Chopinowskim w Warszawie).
[8] Najbardziej znane prace medalierskie Gosławskiego to m.in.: Zwiastowanie, Ucieczka do Egiptu, Wskrzeszenie córki Jaira, Pamięci jeńców z II wojny światowej, Majdanek, Męczennikom obozów koncentracyjnych, Bitwa pod Kutnem, Kołobrzeg, Westerplatte, Berlin, 550 rocznica Bitwy pod Grunwaldem, Bolesław Chrobry, Ślęża, 500-lecie Gdańska, VII wieków Warszawy, Jubileusz Kalisza.
Za serię medali o tematyce wojskowej w 1961 roku Gosławski otrzymał nagrodę II stopnia Ministerstwa Obrony Narodowej.
[9] Warto dodać, że także znane monety: 5-złotówka z rybakiem i 10-złotówka z Kopernikiem zostały wykonane według projektu rzeźbiarza.
[10] Zob. przyp. nr 3.
[11] Encyklopedia sztuki polskiej. Kraków 2001.
[12] H. Kotkowska. O wystawie, op. cit., s. 12. Zob. też taż. Wstęp. [w:] Rzeźba polska XX wieku w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie. Status quo – prezentacja prac młodych artystów [katalog wystawy], Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku, 6 V-16 VI 1996, Warszawa 1996, s. 12.
[13] Określenie przypisane tu rzeźbie Norwida w tekście oryginalnym (Słownik artystów polskich i obcych w Polsce działających, op. cit., s. 416) dotyczyło innego dzieła Gosławskiego – projektu pomnika Bolesława Prusa. Dobrze charakteryzuje ono jednak w ogóle praktykę rzeźbiarską artysty.
[14] H. Kotkowska. O wystawie, op. cit. s. 11.
[15] Z. Konieczna, Józef Gosławski. Medale i plakiety [katalog wystawy], Muzeum Sztuki Medalierskiej we Wrocławiu. Wrocław 1968, s. 11.
[16] Zob. Polskie dzieło plastyczne w XV-lecie PRL. Wystawa rzeźby XI/XII 1961 r. - I 1962 r. [katalog wystawy],
Ministerstwo Kultury i Sztuki, Związek Artystów Plastyków. Warszawa 1972, poz. 92.
[17] Józef Gosławski celowo nie polerował swoich rzeźb, przez co nosiły one wyraźne ślady pracy rzeźbiarskie, a światło w interesujący sposób załamywało się na siateczce licznych drobnych krawędzi.
Warto zauważyć, że taka praktyka rzeźbiarska (do czasu niedawnej nieudanej renowacji dobrze widoczna także w masłowskim ołtarzu artysty) zbiegała się w tym punkcie z postulatami Norwida, który pisał np.: „W doskonałej liryce powinno być jak w odlewie gipsowym: zachowane powinny być i nie zgładzone nożem te kresy, gdzie forma z formą mija się i pozostawia szpary. Barbarzyniec tylko zdejma te nożem z gipsu i psowa całość” (PWsz 9, 328). 


PS. Więcej rzeźb Gosławskiego można zobaczyć na stronie:
 http://goslawski.art.pl/poszukiwania.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz