Proszę o zabieranie głosów - mailem lub w komentarzu pod spodem, będę kolejne wypowiedzi dołączał do głównego wpisu. Nie mam możliwości powiadamiania o kolejnych głosach, tak więc proszę czasem zaglądać w ten wpis, czy coś się zmieniło.
HM: "Przyznam się jednak do pytania zapewne heretyckiego z punktu widzenia norwidologów: czy metaforyka Norwida jest zawsze udatna? Czy hermetyczność i wielointerpretowalność tak skrajna jest siłą czy słabością tej poezji i czy zasługuje ona na tak bezwarunkową aprobatę?"
AC: Oczywiście ma Pan rację, jest sporo słabych wierszy i zbyt wydumanych konstrukcji logicznych i niejasności językowych, często ciężko w tej magmie pojąć, "co poeta chciał powiedzieć". Ale z drugiej strony rozwiązywanie tych zagadek jest wielkim wyzwaniem i przygodą poznawczą. To przyciąga kolejne pokolenia do Norwida, ciągle fascynuje i każe szukać zrozumienia. Te trudności i wieloznaczności oceniam jako szczególną wartość, zwłaszcza że nie są to tylko zabawy lingwistyczne, ale zazwyczaj próby ujęcia jakiegoś sensu. Jako uczeń prof. Sawickiego stoję na stanowisku, aby być blisko tekstu i starać się jemu oddać świadectwo, ograniczając nadinterpretację i potoki swobodnych skojarzeń. A po latach obcowania z tekstami poety trudno obiektywnie ocenić, czy jest on hermetyczny, dla mnie (poza wieloma niezrozumiałościami) jest bardzo czytelny i z wielką przyjemnością przez ostatnich parę miesięcy czytam sobie jego listy do poduszki... Tak, do tego doszło... Czyli poeta dla amatorów (od amo, amare...). A więc nie dla wszystkich.
HM: "Poza wieloma niezrozumiałościami - bardzo czytelny" – czy nie ma tu sprzeczności? Nadto - rozwiązywanie zagadek może być fascynujące, ale czy na tym polega satysfakcja estetyczna? I czy fascynujące jest również rozwiązanie takiej zagadki, któremu towarzyszy świadomość, że skonstruowana ona została niefortunnie? Czy fascynująca jest również nierozwiązywalność zagadki i brak zgody na proponowane rozwiązania i to w miejscach kluczowych dla sensu utworu? Czy to jest siła czy słabość tej poezji?
I jest pierwszy głos: Rolf Fieguth (14.01)
RF: Chętnie witam pana Henryka Markiewicza i Pana Cedrę przyłączając
się do dyskusji. Proponuję wstępną separację spontanicznych i zmiennych reakcji
prywatnych na teksty i procedery Norwida od postawy literaturoznawcy. Moim
zdaniem literaturoznawca ma przez długi czas wykazać owczą cierpliwość,
graniczącą z obojętnością, ze swoim przedmiotem. Wzorcem tu może być geolog,
który opisuje pewną górę nie zastanawiając się, czy góra ta jest piękniejsza
czy mniej piękna niż inne góry świata. W tym duchu norwidolog miałby odroczyć
wartościowanie zarówno słabości jak i mocnych momentów w twórczości autora
Psalmów-psalmu czy Assunty do (późnej często) chwili optymalnego zrozumienia.
Podzielam przekonanie p. Cedry, że Norwida można w końcu zrozumieć (inna
kwestia, czy warto go zrozumieć), i że takie przekonanie mocno mobilizuje
majstrów, czeladników, uczniów i kibiców naszego cechu, który stał się i moim
cechem. Przyznam się jednak, że chwile iluminacyjnego zrozumienia potrafią
mocno osłabić nasz zmysł krytyczny, i że wskutek tego zbyt łatwo popadamy
czasami w stany euforycznej adoracji naszego Mistrza, który był w końcu niczym
lepszym niż biednym outsiderem. Sam zamierzam zresztą szerzyć adorację na mój
sposób przygotowując książkę o Quidamie, perle (nie: arcydziele) w twórczości biednego Norwida i w polskiej
literaturze XIX-wiecznej. Ale wszystko jedno, czy zdecydujemy się w
naszych studiach na adorację tego autora czy jakiegoś jego tekstu, czy na
zrzędzenie nad jego licznymi słabościami, czy na aksjologiczną abstynencję -
decydująca będzie jakość naszego zrozumienia autora Milczenia.
Rolf Fieguth
Głos 2: Łukasz Niewczas
ŁN: Pozwolę sobie na kilka uwag:
1. Pytanie o wartość i „udatność” Norwidowskiej metafory, podobnie jak pytanie o wartość całego Norwidowskiego dzieła, nie jest wcale żadną herezją – także z punktu widzenia norwidologów. Przekonanie o tym, że nie jest to twórczość w swym poziomie równa jest raczej dość powszechne.
2. Podejrzewam – choć mogę się mylić – że pytanie prof. Markiewicza o metaforykę Norwida nie dotyczy tylko wąsko rozumianej przenośni, ale raczej wszystkich zabiegów, które generują w jego poezji wieloznaczeniowość (obok metafory także alegoria, symbol, polisemie, homonimie, poniekąd porównanie etc.). Mówiąc krótko – chodzi Profesorowi (jeśli dobrze rozumiem) o semantykę poetycką, być może też o obrazowość. Zdarzają się tu Norwidowi nieudolności (np. zbyt mocna dysharmonia dyskursu i obrazu, czy też to, co niegdyś prof. Stefanowska nazwała „przymusem konceptu”). W moim przekonaniu znacznie przeważają jednak „udatności”.
3. Przekonanie o „skrajnej hermetyczności i wielointerpretowalności” Norwida wydaje mi się tyleż powszechne, co przesadzone. Norwid jest jednak raczej poetą dążącym do komplementarności sensu, ukierunkowującym znaczenie, choć często w sposób przewrotny i niejednoznaczny. Nieraz dopowiada coś i zarazem komplikuje w jednym i tym samym ruchu. Nie jest to jednak poeta, który zmierza do tego, by sens rozpraszał się w nieokreśloności. Sytuacje kiedy lektura Norwidowskiego wiersza kieruje ku aporii są dość rzadkie, jakkolwiek mają czasem miejsce. Inna sprawa, że wiersze w których tak się dzieje, okazują się przez to szczególnie interesujące.
4. Przy czym, rzecz jasna, mówić mogę tu tylko o własnych przekonaniach, budowanych na właściwym mi sposobie czytania Norwida, gdyż bardzo wiele w tej materii zależy od orientacji badawczej interpretatora i woli jego lekturowej mocy. W odpowiednich rękach i Konopnicka z Asnykiem okażą się hermetyczni. Ciemność i wieloznaczność tekstu bywa dzisiaj często tyleż funkcją tekstu, co czytającego.
5. Upraszczając, pytania prof. Markiewicza dają się sprowadzić do kwestii następujących: czy trudność Norwida jest do przezwyciężenia, czy jest ona siłą czy słabością jego poezji oraz co począć z tym, że bywa Norwid nieudolny. Sądzę że: trudność jest do przezwyciężenia, najczęściej jest siłą tej poezji, a pojawiającą się niekiedy nieudolność można chyba poecie wybaczyć. Trudność poezji Norwida jest jednym z tych czynników, które sytuują go w bliskości literatury współczesnej.
6. Myślę, że bardzo ładnym, choć niezamierzonym głosem w tej akurat dyskusji, jest fragment ze wstępu do książki Henryka Siewierskiego (poprzedni wpis na blogu).
Pozdrawiam serdecznie
Łukasz Niewczas
Kłaniam się Panom i najpiękniej pozdrawiam
Głos 2: Łukasz Niewczas
ŁN: Pozwolę sobie na kilka uwag:
1. Pytanie o wartość i „udatność” Norwidowskiej metafory, podobnie jak pytanie o wartość całego Norwidowskiego dzieła, nie jest wcale żadną herezją – także z punktu widzenia norwidologów. Przekonanie o tym, że nie jest to twórczość w swym poziomie równa jest raczej dość powszechne.
2. Podejrzewam – choć mogę się mylić – że pytanie prof. Markiewicza o metaforykę Norwida nie dotyczy tylko wąsko rozumianej przenośni, ale raczej wszystkich zabiegów, które generują w jego poezji wieloznaczeniowość (obok metafory także alegoria, symbol, polisemie, homonimie, poniekąd porównanie etc.). Mówiąc krótko – chodzi Profesorowi (jeśli dobrze rozumiem) o semantykę poetycką, być może też o obrazowość. Zdarzają się tu Norwidowi nieudolności (np. zbyt mocna dysharmonia dyskursu i obrazu, czy też to, co niegdyś prof. Stefanowska nazwała „przymusem konceptu”). W moim przekonaniu znacznie przeważają jednak „udatności”.
3. Przekonanie o „skrajnej hermetyczności i wielointerpretowalności” Norwida wydaje mi się tyleż powszechne, co przesadzone. Norwid jest jednak raczej poetą dążącym do komplementarności sensu, ukierunkowującym znaczenie, choć często w sposób przewrotny i niejednoznaczny. Nieraz dopowiada coś i zarazem komplikuje w jednym i tym samym ruchu. Nie jest to jednak poeta, który zmierza do tego, by sens rozpraszał się w nieokreśloności. Sytuacje kiedy lektura Norwidowskiego wiersza kieruje ku aporii są dość rzadkie, jakkolwiek mają czasem miejsce. Inna sprawa, że wiersze w których tak się dzieje, okazują się przez to szczególnie interesujące.
4. Przy czym, rzecz jasna, mówić mogę tu tylko o własnych przekonaniach, budowanych na właściwym mi sposobie czytania Norwida, gdyż bardzo wiele w tej materii zależy od orientacji badawczej interpretatora i woli jego lekturowej mocy. W odpowiednich rękach i Konopnicka z Asnykiem okażą się hermetyczni. Ciemność i wieloznaczność tekstu bywa dzisiaj często tyleż funkcją tekstu, co czytającego.
5. Upraszczając, pytania prof. Markiewicza dają się sprowadzić do kwestii następujących: czy trudność Norwida jest do przezwyciężenia, czy jest ona siłą czy słabością jego poezji oraz co począć z tym, że bywa Norwid nieudolny. Sądzę że: trudność jest do przezwyciężenia, najczęściej jest siłą tej poezji, a pojawiającą się niekiedy nieudolność można chyba poecie wybaczyć. Trudność poezji Norwida jest jednym z tych czynników, które sytuują go w bliskości literatury współczesnej.
6. Myślę, że bardzo ładnym, choć niezamierzonym głosem w tej akurat dyskusji, jest fragment ze wstępu do książki Henryka Siewierskiego (poprzedni wpis na blogu).
Pozdrawiam serdecznie
Łukasz Niewczas
1 komentarz:
Pozwolę sobie na kilka uwag:
1. Pytanie o wartość i „udatność” Norwidowskiej metafory, podobnie jak pytanie o wartość całego Norwidowskiego dzieła, nie jest wcale żadną herezją – także z punktu widzenia norwidologów. Przekonanie o tym, że nie jest to twórczość w swym poziomie równa jest raczej dość powszechne.
2. Podejrzewam – choć mogę się mylić – że pytanie prof. Markiewicza o metaforykę Norwida nie dotyczy tylko wąsko rozumianej przenośni, ale raczej wszystkich zabiegów, które generują w jego poezji wieloznaczeniowość (obok metafory także alegoria, symbol, polisemie, homonimie, poniekąd porównanie etc.). Mówiąc krótko – chodzi Profesorowi (jeśli dobrze rozumiem) o semantykę poetycką, być może też o obrazowość. Zdarzają się tu Norwidowi nieudolności (np. zbyt mocna dysharmonia dyskursu i obrazu, czy też to, co niegdyś prof. Stefanowska nazwała „przymusem konceptu”). W moim przekonaniu znacznie przeważają jednak „udatności”.
3. Przekonanie o „skrajnej hermetyczności i wielointerpretowalności” Norwida wydaje mi się tyleż powszechne, co przesadzone. Norwid jest jednak raczej poetą dążącym do komplementarności sensu, ukierunkowującym znaczenie, choć często w sposób przewrotny i niejednoznaczny. Nieraz dopowiada coś i zarazem komplikuje w jednym i tym samym ruchu. Nie jest to jednak poeta, który zmierza do tego, by sens rozpraszał się w nieokreśloności. Sytuacje kiedy lektura Norwidowskiego wiersza kieruje ku aporii są dość rzadkie, jakkolwiek mają czasem miejsce. Inna sprawa, że wiersze w których tak się dzieje okazują się przez to szczególnie interesujące.
4. Przy czym, rzecz jasna, mówić mogę tu tylko o własnych przekonaniach, budowanych na właściwym mi sposobie czytania Norwida, gdyż bardzo wiele w tej materii zależy od orientacji badawczej interpretatora i woli jego lekturowej mocy. W odpowiednich rękach i Konopnicka z Asnykiem okażą się hermetyczni. Ciemność i wieloznaczność tekstu bywa dzisiaj często tyleż funkcją tekstu, co czytającego.
5. Upraszczając, pytania prof. Markiewicza dają się sprowadzić do kwestii następujących: czy trudność Norwida jest do przezwyciężenia, czy jest ona siłą czy słabością jego poezji oraz co począć z tym, że bywa Norwid nieudolny. Sądzę że: trudność jest do przezwyciężenia, najczęściej jest siłą tej poezji, a pojawiającą się niekiedy nieudolność można chyba poecie wybaczyć. Trudność poezji Norwida jest jednym z tych czynników, które sytuują go w bliskości literatury współczesnej.
6. Myślę, że bardzo ładnym, choć niezamierzonym głosem w tej akurat dyskusji, jest fragment ze wstępu do książki Henryka Siewierskiego (poprzedni wpis na blogu).
Pozdrawiam serdecznie
Łukasz Niewczas
Prześlij komentarz