wtorek, 3 stycznia 2012

Krzysztof Andrzej Jeżewski: Kilka myśli o Norwidzie i muzyce.

  
Krzysztof Andrzej Jeżewski        

 
         KILKA MYŚLI O NORWIDZIE I MUZYCE

  Poezja Norwida. Poezja walczącej Prawdy: «Człowiek na to przychodzi na planetę, ażeby dał świadectwo prawdzie». Jakaż analogia z wielką muzyką przesłań moralnych! Tak jak Bach, Mozart, Beethoven, Chopin, Schubert, Brahms, Bruckner, Liszt, Mahler ta poezja ma uwznioślać, wywyższać ducha ludzkiego, wzmacniać go i pokrzepiać w ogniu Prawdy, wspomagać go w przekraczaniu samego siebie. Jak «muzycznie» brzmią słowa poety: «Prawda nie tylko jest ideą, ale i mocą – a mocą jest dlatego, że jest cała. Albowiem, będąc całą, obejma na każdą chwilę wszystkość życia i obejmując wszystkość nie może nie być mocą». Czyż celem każdej wielkiej muzyki nie było właśnie objęcie i wyrażenie tej « wszystkości życia », a raczej wszystkości Bytu ?



                *   *   *

Norwid a muzyka. Niezwykła «muzyczność» jego poezji! Choć przecież nie był pierwszym w tej dziedzinie: Mickiewicz, a jeszcze bardziej Słowacki («Chopin poezji polskiej»), a później Tetmajer, Staff, Leśmian, Ostrowska i inni poeci Młodej Polski, a potem Czechowicz, sięgnęli wyżyn « muzyczności ». Jednak u Norwida ma ona charakter niesłychanie nowoczesny: tu nie tylko chodzi o melodię, o onomatopeję, o frazowanie jak w cudownej Mojej piosnce I (Źle, źle zawsze i wszędzie, ta nić czarna się przędzie…) albo wspaniałą «instrumentację» Bema pamięci żałobnego-rapsodu, który toczy się w solennym lento lub andante czy wirtuozowskie preludia (Jesień, Trzy strofki, W Weronie, Święty-pokój, Do zeszłej, Dziecię i krzyż, Piękno-czasu) albo kapitalne scherza (Trylog, Marionetki, Nerwy) czy etiudy (Fraszki). A Sława to po prostu wspaniała sonata fortepianowa. Te wszystkie ritardanda i acceleranda, crescenda i decrescenda, zawieszenia, zakłócenia rytmu i agogiki, falowanie dynamiki i nastroju i owe słynne norwidowskie milczenia, jakże brzmią współcześnie wobec muzyki XX wieku! Kto wie, czy nie można by odnaleźć wpływu tej poezji na muzykę polską, np. u Góreckiego (Symfonia pieśni żałosnych, Małe Requiem dla jednej Polki ?). Jeśli chodzi o Fortepian Szopena porównywany czasem do Poloneza fis-moll op. 44, jest to przykład wręcz muzycznie, kontrapunktycznie potraktowanego materiału poetyckiego… Można sobie wyobrazić jak genialnym kompozytorem byłby Norwid, gdyby nie był poetą… Najbliższy jest mu niewątpliwie Chopin. Z genialną intuicją wyczuł to pokrewieństwo André Gide pisząc w 1907 do niemieckiego tłumacza tomu prozy Norwida (nie znał zatem ani jednego wiersza poety !) : « Odczuwam głęboko (…) związki pomiędzy tą osobliwą i piękną literaturą a tą wytworną muzyką ».

                *   *   *

 Norwid opowiadał (relacja Edwarda Siwińskiego) że, Chopin miewał momenty egzaltacji słuchu i w takich chwilach zmysł ten nabierał niesłychanej wrażliwości : słyszał on wtenczas dźwięki niezasłyszalne dla zwykłego ucha. Beethoven powiedział: Co ma poruszyć serce , z pewnością płynie z wysokości; inaczej byłyby tylko nuty, ciała bez duszy... Johannes Brahms wyznał na cztery miesiące przed śmiercią (cf. Cyril Scott : Music, its secret Influence throughout the Ages, London 1933), że czuł się natchniony przez jakąś obcą sobie siłę, kiedy komponował. Ponieważ wierzył w istnienie Najwyższego Ducha, doszedł do przekonania, iż artysta może tworzyć dzieła nieśmiertelne tylko w pełnym zjednoczeniu z tym Duchem. Do podobnego wniosku doszedł także Arnold Schönberg, który stwierdził: Twórczość artysty należy do porządku popędowego. Jasna świadomość zajmuje w niej niewiele miejsca. Ma on poczucie, że wszystko, co tworzy, zostało mu podyktowane. Można by rzec, iż działa w nim jakaś ciemna siła, której prawo jest mu nieznane. Podobnie wyraził się Karol Szymanowski: W sztuce najważniejsze jest coś, leżące poza samą sztuką. Jakiś pierwiastek transcendentalny. W muzyce nawet ludzie niemuzykalni czują powiew z innego świata. Czują, że tuż koło nich zstąpił na ziemię jakiś żywioł. Czyż nie ten sam tajemniczy głos w wietrze podpowiedział strofy pierwszej Elegii duinejskiej Rainerowi Marii Rilkemu ? Również Nikołaj Obuchow, dodekafonista rosyjski żyjący we Francji, autor monumentalnej Księgi życia, był przekonany o szczególnym posłannictwie muzyki. Kompozytor według niego nie tyle tworzy, co przekazuje idee muzyczne pod wpływem iluminacji boskiej. Swoje utwory podpisywał „Nicolas illuminé“ lub „Nicolas l’extasié“, a część swoich partytur znaczył swoją krwią...
 Dramat niektórych geniuszów i mistyków : ich sfera poznania (zmysłowego i nadzmysłowego) przekracza niezmiernie takąż sferę u przeciętnego człowieka…

              *   *   *

 Victor Hocquard, w swojej pięknej książce o myśli Mozarta (La pensée de Mozart, 1958) przeprowadza zaskakujacą paralelę między estetyką taoizmu a estetyką wielkiego mistrza wiedeńskiego. Cytuje Czuang- tsy’ego: „But jest doskonały, kiedy stopa go nie czuje. Serce jest doskonałe, kiedy wyzbywszy się sztucznego pojęcia dobra i zła, czyni w sposób naturalny dobro i wstrzymuje się od złego. Duch jest doskonały, kiedy wyzbył się postrzegania wewnętrznego, a nie ulega pokusie czegoś zewnętrznego. Doskonałość, to być doskonałym nie wiedząc, że się nim jest”.[1] Oto, co niweczy – pisze Hocquard – sztuczne rozróżnienie na sztuki piękne i rzemiosło. Piękno, które jest im wspólne, nie mieści się w bezinteresowności użycia, ale w czystości działającego impulsu, gdzie nieświadomość styka się z niewinnością.
Jak blisko tu jesteśmy wierszy z cyklu „ludowego” Norwida (Pożegnanie, To rzecz ludzka, Do J. B. Zaleskiego w Rzymie, Częstochowskie wiersze, Na przyjazd T. Lenartowicza do Fontainebleau, Moja piosnka II), które, podobnie jak mazurki Chopina, wcielają czystość i prostotę poezji ludu polskiego... A także, oczywiście, Promethidiona, z jego estetyką rehabilitującą sztukę ludową i rzemiosło i stawiającą je na poziomie sztuk pięknych. Nawiasem mówiąc, Norwid zbliża się tu do Johna Ruskina i prerafaelitów Williama Morrisa i Waltera Crane’a, którzy przeciwstawiali się sztuce elitarnej i postulowali powrót do uniwersalistycznej i utylitarystycznej koncepcji sztuki w starożytności i średniowieczu. Rzecz charakterystyczna, zarówno Norwid jak i Anglicy czerpali natchnienie ze sztuki Dalekiego Wschodu, zwłaszcza Chin i Japonii, gdzie tego rodzaju koncepcja obowiązywała od wieków !
 Znajduje tu zastosowanie zasada – pisze dalej Hocquard – że sztuka naśladuje naturę nie w jej zjawiskach, ale w akcie spontanicznym (...), prawdziwe piękno zawarte jest tylko w możliwie najczystszym przejawie immanencji Zasady. Poprzez spokój ducha artysta urzeczywistnia te immanencję w ten sam sposób co natura (...) Nie chodzi tu o wysławianie natury, czy to wewnętrznej (oryginalność indywidualna) czy zewnętrznej (pejzaże, ruiny, nieba wrogie lub współczujące...). Wręcz odwrotnie, tu trzeba wyzbyć się tych wszystkich rupieci, aby dostąpić czystego porządku Niewidzialnego. Tego rodzaju sztuka odnajduje natychmiast porządek sacrum: nie jest alegoryczna, ale symboliczna, partycypuje bowiem bezpośrednio poprzez przezroczystość w Rzeczywistości na mocy immanencji, jaką ta rzeczywistość w nas się przejawia...
 Czyż nie przypomina to nieodparcie ducha sztuki Norwida, w której sacrum łączy się z Rzeczywistością w nierozdzielną całość ? Bowiem dla autora Promethidiona sztuka była zawsze środkiem dotarcia nie do człowieka lub idei, ale do Boga...
            
              *   *   *

 Niezwykłość muzyki polega na tym, że, by użyć zwrotu Norwida, w niej właśnie, „zwieczniają się chwile”. Bowiem potrafi ona z jednej strony „obejść” czas, zatrzymać go w biegu, „zamrozić”, by wydobyć go później z przeszłości (np. stylizacje Ravela, I Symfonia Prokofiewa, czy Trzy utwory w dawnym stylu Góreckiego albo urokliwa muzyka „neoceltycka”); z drugiej strony zdolna jest rozsadzić ramy teraźniejszości i osiągnąć wymiar ponadczasowy, nieskończony, wieczny (np. Bach, Mozart, sonaty Beethovena, symfonie Schuberta, Brahmsa, Brucknera, Mahlera), by wreszcie stać się przeczuciem, zapowiedzią, sygnałem INNEJ rzeczywistości (np. Chopin, Franck, Liszt, Tristan i Parsifal Wagnera, Skriabin, Schreker, Messiaen, Pärt, Górecki). Potrafi być zadziwiająco zarazem immanentna i transcendentna – pomostem między światem widzialnym, zmysłowym i tym innym, niewidzialnym i nadzmysłowym. Ona nieustannie, z uporem, wskazuje na owo GDZIE INDZIEJ, które mieści prawdziwy, nieprzekłamany, jedyny SENS i ISTOTĘ Bytu. Jak pisze Norwid w Milczeniu jest „nieustannym w harmoniach stworzenia monologiem wiecznym” czyli sygnałem, znakiem, przekazem świata duchowego, sacrum.

Krzysztof A. Jeżewski



[1] Norwid komentuje ten problem cytując passus z XX rozdziału (par. 16-17) Czung-jung (Doktryna środka) Konfucjusza w przekładzie franc. G. Pauthier (Pisma wszystkie, t. 11, s. 411, nr 110): P e r f e k c j a. Po czym ten stan poznać?
 Kto rozumieć umie d o b r o i z ł o, p r a w d ę i f a ł s z, i uznać w człowieku le mandat du ciel [dekret nieba] musi.
 Le parfait est par lui-même parfait – absolut – la loi du devoir est par elle-même loi du devoir. [Doskonały jest sam przez się doskonały – absolut – prawo obowiązku jest samo przez się prawem obowiązku].
 To jest początkiem i zadaniem, i koniecznością bytów. Gdyby nie to, nie byłoby ich.
 Siebie i drugich – wewnętrzne i zewnętrzne doskonalenie.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz