sobota, 20 sierpnia 2016

O erotyce w portrecie Quidama. Zamiast recenzji



Wydana w 2014 roku książka Rolfa Fiegutha Zaproszenie do „Quidama”. Portret poematu Cypriana Norwida (Kraków, Księgarnia Akademicka) jest w zasadzie pierwszą współcześnie wydaną monograficzną pracą poświęconą temu poematowi.
Wnosi pewną świeżość (a nawet śmiałość) spojrzenia, wprowadza nowe perspektywy i konteksty, choć jej oryginalność w znacznym stopniu bierze się z faktu, że pisze ją badacz funkcjonujący w innym kręgu naukowym i językowym. Jednocześnie książka osadzona jest jakby w „dawnej” norwidologii, po części za sprawą pominięcia wielu ważnych współczesnych opracowań i gloss wyjaśniających tajemnice poematu. Szczególnie brakuje mi odwołania do klasycznych artykułów Zbigniewa Łapińskiego (Obrazowanie w „Quidamie” i „Gdy myśl łączy się z przestrzenią”. Uwagi o przypowieści „Quidam”), których zawartość interpretacyjna stanowiłaby istotne dopełnienie np. fragmentów analizujących „mowę ciała” bohaterów. Podobnie brakuje odniesienia choćby do artykułu Michała Głowińskiego „Norwidowa druga osoba”, w którym badacz klarownie opisuje funkcję narracyjnego zwrotu do czytelnika, dość naiwnie interpretowanego w pracy Fiegutha (np. na s. 14).   Nie będę pisał tu jednak recenzji całej książki – z pewnych powodów nie wypada mi tego robić – ale zasygnalizuję swoją niezgodę na niektóre poczynione w niej ustalenia interpretacyjne.

Interesujący projekt okładki pokazuje nam całopostaciową sylwetkę nagiego Bachusa. Takie wykorzystanie Norwidowego rysunku jest dla czytelnika sugestią, że problematyka nagości, ciała (może seksualności) będzie dominantą treściową książki. Niewątpliwie nagość zwraca uwagę, nie tylko w witrynie księgarni. Czy jednak goły Bachus jest motywem, który najlepiej oddaje skomplikowanie artystyczne oraz ideowe całego poematu i może być adekwatną ilustracją do monograficznego zarysu? To pierwsza wątpliwość wynikająca nie z pruderii, ale z zasad redagowania zawartości graficznej okładek, „twarzy” książek.

Problematyka czy słownictwo części rozważań Fiegutha śmiało wkracza w sferę seksualności i erotyzmu, rzeczywiście słabo opisaną w odniesieniu do twórczości Norwida. Stanowi to istotną świeżość tematyczną w norwidologii, ale jednocześnie wiedzie Autora na interpretacyjne manowce, a czasem winne jest niedostatecznego wycieniowania języka opisu.  Przykładem sformułowania na s. 10-11. Zacytujmy:

<Po tym wprowadzeniu do tematu erotyki w Quidamie  opowiem o scenie w buduarze Luciusa Pomponiusa Pulchra, który leży w łóżku z Elektrą-diwą:

Lucius Pomponius leżał od niechcenia
Na łożu, skórą lamparta przysłanem,
I piórem pawim lekkie rzucał cienia
Na twarz Elektry – ta wygiętym stanem
Łączyła swego poduszkę siedzenia
Z krawędzią łoża, jak owca znużona,
Kiedy spoczynku szuka na pustyni,
Klękając przodem. – Wieńców miała kilka
Na ręku – długie bardzo zausznice –
Jaskrawe oczy, dziwnie pełne lice
I wargi, jakby je spinała szpilka.
Słowem – że, gdyby nie pewne ruszenie
Ramion i silny śmiech, z diwy takowej
Byłoby bardzo przystojne stworzenie –
(XXIII, 1-13)

Cała ta scena z seksowną pozą kobiety przypomina XVIII i XIX-wieczne francuskie malarstwo buduarowe. „Przeszkadza” tu jedynie dość dezorientujące porównanie: dziewczyna z atrakcyjnie wypiętymi pośladkami leży „jak owca znużona, / Kiedy spoczynku szuka na pustyni, / Klękając przodem” (XXIII, 6-7). Początkowo ma się tu wrażenie czystej groteski i komicznego efektu – zanim przychodzi nam do głowy, że „owca” i „pustynia” mają dla tego poety konotacje sakralne i biblijne: na moment porównania młoda nierządnica przybiera charakter biednej, znużonej owcy, a buduar – charakter pustyni. Scenę buduarową zaraz mąci gość, który wchodzi, a Elektra-diwa rzuca płaszcz na swego nagiego kochanka:

Diwa mu płaszczem piersi obrzuciła,
Coś Andromaki mając w tym ruszeniu
(XXIII, 130-134)

Porównanie naszej młodej artystki cyrkowej z wierną żoną Hektora, która czuwa w żałobie przy nagim trupie męża, spowoduje nowy efekt komicznej groteski, bo nagi kawaler, bogaty
rzymski dandys Lucius Pomponius Pulcher, nie ma absolutnie nic z walecznego Hektora. Jest w tym porównaniu najprawdopodobniej szydercza aluzja do konkretnego obrazu:
J.-L. David, La Douleur d’Andromaque, 1783>
 
I tutaj pojawiają się wątpliwości: skąd Autor zaczerpnął wiedzę o tym, że Lucius „leży w łóżku z Elektrą-diwą”? W tekście jest mowa jedynie o tym, że Lucius „leżał od niechcenia na łożu”, a Elektra „wygiętym stanem / Łączyła swego poduszkę siedzenia / Z krawędzią łoża, jak owca znużona, / Kiedy spoczynku szuka na pustyni, / Klękając przodem”. 
Wskazuje to najprawdopodobniej, że Elektra półklęczała (lub siedziała) obok łóżka, wspierając o nie jedynie dłonie czy łokcie. Leżenie mężczyzny z kobietą „w łóżku” jest dość jednoznaczne. Norwid zachowuje tu znacznie większą powściągliwość, i choć czytelnicza wyobraźnia może sobie dopisywać brakujące fragmenty spotkania, jednak nie może tego robić wbrew temu, o czym mówi tekst. Skąd pewność, że rozmowa ma miejsce „w buduarze”, a nie toczy się rzymskim (i wyjaśnianym przez Norwida) sposobem właśnie na łożach? Czy „wygięty stan” jest tym samym, co „atrakcyjnie wypięte pośladki”? Skąd wreszcie wizja „nagiego kochanka”, na którego ciało Elektra narzuca płaszcz? Płaszcz – w przeciwieństwie do szlafroka – nakłada się raczej na ubranie; wyjątkiem są tu ludzie przejawiający skłonności do ekshibicjonizmu. Wreszcie przywołane odniesienie malarskie definitywnie trafia kulą w płot, bo ironia dotyczy jednak sytuacji „bohaterskiej”, a nie rozpaczy przy zmarłym. Scena kobiety, która podaje czy okrywa płaszczem wyruszającego „do sprawy” mężczyznę, ma zresztą znacznie szersze kulturowe konotacje. Śmiałość tego rodzaju interpretacji bywa atrakcyjna, ale nie powinna być taka kosztem oderwania od tego, o czym mówi (i nie mówi) tekst. Można wpaść w pułapkę schematycznego odczytywania wyglądów i suponowania znaczeń, które nie mają odniesień w warstwie przedmiotów przedstawionych. W ten sposób odbiera się utworowi jego autonomiczność. Przykłady można by mnożyć – już na s. 12 czytamy o Elektrze, która „oświadcza głośno, że jeszcze nigdy nie przespała się z Żydem”. Czy rzeczywiście bohaterka mówi o tęsknocie za seksem?

„Ja Żyda nie znam żadnego – co oni? –
Czy są tam ludzie porządni w Judei? –
Bogaci w sługi? – czy każdy ich stroni,
Brudnych, gdy taczki wodzą po kolei,
Po drugiej Tybru głębokiego stronie,
Mularzom służąc i drapiąc się w skronie?
– Żyd mię nie kochał żaden – czy wy znacie
Żyda do rzeczy?” – te rzucała słowa,
Tu, tam biegając w krótkiej swojej szacie,
Ta nieskończenie wdzięczna białogłowa.
(XXIII, 138-147)
 
I drugi wątek interpretacji, o którym chcę wspomnieć, związany z charakterystyką cielesności Aleksandra z Epiru. Poświęcony mu jest jeden podrozdział, który czytałem z rosnącym zdziwieniem i zaskoczeniem. Mianowicie Autor niezwykle mocno akcentuje fizyczne atrybuty ciała Epiryty, zwłaszcza jego wybujały wzrost i tężyznę fizyczną: „imponująca budowa ciała”, „niezwykły wzrost i nietuzinkowa siła cielesna”, „imponuje posturą”,  „Epirczyk paroma ruchami swego mocnego – jak z tego wynika – ciała momentalnie przewrócił agresora”, „Narrator mówiąc o „leniwych” ruchach Epirczyka tym bardziej eksponuje jego nadzwyczajną siłę cielesną”, „odbiorca powinien wiedzieć o niezwykłej posturze i sile cielesnej Aleksandra”. Tyle przykładów.
Zastanawiałem się, skąd mogło wziąć się to graniczące z fascynacją przekonanie o wyjątkowych walorach fizycznych bohatera, skoro moja lektura Quidama nie prowadziła do takich konkretyzacji. Obezwładnienie „szaleńca z toporem” na rzymskim rynku, w dużym napięciu emocjonalnym, nie musiało wynikać z nieprzeciętnej muskulatury ciała – Epiryta nie był przecież gladiatorem.  Jeśli „szlachetna postać i natura” wymusza uległość i sprawia, że aresztowani chrześcijanie otrzymują chleb, to tekstowa „szlachetność” nie denotuje  gargantuiczności ciała bohatera, ale gest owinięcia się togą i pewność głosu. Jaka więc jest przyczyna takiej wizualizacji?
Wydaje się, że to nieporozumienie bierze się z niewłaściwego odczytania jednego fragmentu poematu:

<O wiele jawniej niż Żyd Barchob wskazuje na samego autora młody Epirczyk. Pan Cyprian tworzy sobie w tej postaci idealizowane alter ego. Jest to atrakcyjny młody człowiek o imponującej budowie ciała („ten z postacią” – jak mówi Jazon) [s. 25].>

Chodzi o to, że słowa Jazona w żadnej mierze nie odnoszą się do syna Aleksandra, ale do sobowtóra Barchoba, który zresztą – w planie poematu – niedługo się pojawi. To rodzaj wyrażenia eliptycznego („ten [z twoją] postacią” – a więc z twoim wyglądem, sylwetką, figurą, postawą). Niewłaściwe odczytanie znaczenia jednego słowa prowadzi zatem do zbędnego budowania muskulatury, dodawania wzrostu innemu bohaterowi i koncentrowaniu się na opisach wybujałych cech fizycznych, czego tak naprawdę w poemacie nie ma.


Takich nadinterpretacji jest w książce więcej. Szkoda, że wskazane przeze mnie przykłady słabości nie zostały dostrzeżone w procesie recenzyjnym i redakcyjnym, gdyż pozbawiona ich książka zyskałaby na rzetelności. Stąd ta wypowiedź.  Amicus Plato…

Adam Cedro

3 komentarze:

Rolf Fieguth pisze...

Szanowny i Drogi Panie,

cieszę się, że w ogóle ktoś chciał się zainteresować moją książką o Quidamie. Słusznie wytyka mi Pan różne niedoskonałości. Natomiast czytelnik Pańskiej krytyki nie dowiaduje się, że sprawę erotyzmu i miłości – tak jak zresztą całość akcji poematu - widzę w perspektywie historii sakralnej, nawet w wypadku kurewki Elektry-Diwy. Oto trzy cytaty z mojej książki:
s. 17
„Bardzo upraszczając można stwierdzić, że Norwid uważał pojawienie się Chrystusa na ziemi za cichą rewolucję, która dała się odczuć na całym świecie w każdej dziedzinie życia publicznego i prywatnego. Ludzie opisani w Quidamie to „kapłani bezwiedni i niedojrzali” (zob. wiersz z Vade-mecum6 – XV. Sfinks), czyli ci, którzy – nie wiedząc o tym – noszą sobą, na sobie czy w sobie w różnym stopniu ślady owej cichej rewolucji. Szczególnie wymownym znakiem są tu objawy wstydu i sumienia; innymi znakami w poemacie będą przejawy współczucia u ludzi, przede wszystkim Syna Aleksandra dla męczonych chrześcijan, ale też wygnańca, filozofa Artemidora, dla umierającej Zofii. Nie bez znaczenia jest też siła przyciągania rabina Jazona wobec cesarza Hadriana, filozofa Artemidora, Zofii, Syna Aleksandra – i nawet wobec Elektry-diwy. Jest to skryta siła przyciągania sfery Boga Starego i Nowego Zakonu.“

s. 21
„... zakładamy, że autor prezentuje nam akcję poematu w optyce oddziaływania historii sakralnej. Jej początek następuje sto lat po ukrzyżowaniu Pana (o czym eksplicytnie nie ma mowy w poemacie), które w historii świeckiej wprowadziło nową erę, powodując coraz jawniejsze zmiany – a tym samym przejawy kryzysu – w tradycyjnych porządkach życia tak prywatnego, jak i publicznego w Rzymie czasów Hadriana.
Symptomy nowej ery w życiu prywatnym widać w wątku miłosnym poematu. Mężczyźni i kobiety zaczynają stawać się indywiduami i kochać w „dzisiejszym” sensie, czyli uznając w kochanym człowieku inne Ja, inne indywiduum. Piękną grecką heterę i poetessę Zofię utrzymuje raczej jeszcze w starym duchu jako metresę i przyjaciółkę grecki filozof Artemidor; wabi ją do siebie w jeszcze gorszym duchu bogaty rzymski dandys Lucius Pomponius Pulcher; natomiast kocha ją – nieszczęśliwie, bo bez pożądanej wzajemności i jedności sumień i dusz – poszukiwacz mądrości i prawdy tudzież poeta, młody Aleksander z Epiru. Ale nawet Artemidor i Lucius odczuwają momentami odruchy sumienia (karykaturalne u Luciusa) w związku z tą kobietą.

s. 26
Do analogii między hadriańskim Rzymem a Europą (i Polską) należy – jak mi się wydaje– to, że II-wieczny Rzym ma może tak samo daleko do zwycięstwa chrześcijaństwa (IV wiek), jak dechrystianizowana Europa XIX-wieczna do jego powrotu.

Co do sceny z Jazonem i Barchobem w księdze XVI proszę jeszcze raz bardzo uważnie przeczytać ten ustęp, w którym ja nie potrafię widzieć zapowiedzi „fałszywego“ Barchoba. W moim rozumieniu, „ten z postacią“ jednak odnosi się do Aleksandra.

Quidam Księga XVI, ww. 20-24
"Przejezdną kartę i na statek prawo
Wnijścia z cesarskiej woli się otrzyma -
Jedziesz" - tu Barchob błysnął okiem łzawo,
Co Mag zoczywszy dodał: "Tego nie ma
Z postacią?" - "Nie ma!" - Barchob mu odpowie,

Łączę serdeczne pozdrowienia,

Rolf Fieguth

Adam Cedro pisze...

Szanowny Panie Profesorze,
dziękuję za odpowiedź i wypowiedź.
Owszem, tytuł jaki nadałem swojej wypowiedzi wyznacza szersze oczekiwania odbiorcze i obiecuje więcej na temat, ale chciałem przyciągnąć nim uwagę czytelników. A jak wiadomo, erotyka zawsze jest atrakcyjna Nie pisałem recenzji książki, chciałem podzielić się tylko swoimi wątpliwościami odnośnie konkretnych fragmentów interpretacji. Książka jest bardzo obszerna, czekam na właściwą recenzję. Jest wielka szkodą, że tak dużo powstaje publikacji, a przechodzą one bez dyskusji, recenzji, często bez żadnego echa. To pokazuje słabość naukowego dyskursu i krytyki w polskiej humanistyce. Ale to inna sprawa.
Skoncentrowałem się w swych uwagach na jednej rzeczy: na kwestii tego, co mówi tekst utworu. Poczułem się w obowiązku strzec jego bezpośrednio podanej zawartości i reagować na takie fragmenty interpretacji, które – w moim przekonaniu – dopisują tu słowa, intencje i wnioski, do których nie jesteśmy uprawnieni, gdyż nie znajdują w warstwie słownej i obrazowej poematu wystarczającego uzasadnienia. Istnieją różne modele lektury, mnie najbliższy jest ten, który rozgranicza przedmiot lektury i jego zawartość od czytającego i interpretującego podmiotu.
Zdaję sobie sprawę, że zagadnienia erotyki w książce ogóle nie opisałem, koncentrując się wyłącznie na wskazaniu kilku elementów znacznie większej i obejmującej wiele zagadnień całości. Problem oddziaływania chrześcijaństwa na całość ludzkiej rzeczywistości jest bardzo istotnym zagadnieniem u Norwida, oczywiście, że „rewolucja” musiała objąć także sferę związków uczuciowych i małżeńskich, zmienić funkcjonowanie instytucji małżeństwa, przedefiniować moralność, rozumienie miłości itd. Syn Aleksandra z Epiru poszukuje prawdy i styka się z różnymi koncepcjami poznawczymi i religijnymi. Nie opowiada się za żadną z nich, choć widzimy pewne ciążenie w stronę wartości chrześcijańskich. Zakochany bez wzajemności cierpi, ale nie kwestionuje samej miłości, także nie idzie śladami rzymskich playboyów. Jest bez wątpienia idealistą i – podobnie jak Norwid – sprawy relacji damsko-męskich traktuje bardzo poważnie i wzniośle. Norwid mógł być w swej idealizacji oderwany nieco od doczesności, jakkolwiek i tu stać go było na zdrowy dystans do siebie. Tak jak w liście do Kleczkowskiego: „Ja już nic nie rozumiem ze spraw niewieścich – powoli tracę zmysł odgadywania tych subtelności, jakie dzisiejsze kobiety uwdzięczają. Natomiast myślę, że pojęcie kobiety mam zupełniejsze, ale pojęcie nie chodzi i nie żyje, i nie zaręcza się, i nie ma własności żony. Z abstrakcji nic jest w dzień i w nocy” (PWsz VIII, s. 346). Właśnie: „w dzień i w nocy”. Czyli tak zupełnie naiwny i nieświadomy różnych aspektów małżeństwa czy relacji damsko-męskich nie był.
cdn

Adam Cedro pisze...

cd.:
Świat w Quidamie jest wielowartościowy. Oferuje bohaterowi wiele systemów religijnych, poznawczych i etycznych, podobnie – co słusznie Pan zauważa – jak wiek XIX. Te analogie są bardzo ważne. Zdanie „Symptomy nowej ery w życiu prywatnym widać w wątku miłosnym poematu. Mężczyźni i kobiety zaczynają stawać się indywiduami i kochać w „dzisiejszym” sensie, czyli uznając w kochanym człowieku inne Ja, inne indywiduum”. (s. 21) nawet sobie zaznaczyłem w książce jako bardzo ważne, tak więc dostrzegam i główny nurt wywodu, choć – czego nie ukrywam – nie uważam, że dosadny współczesny język i dzisiejsze kolokwializmy ze sfery erotyki najlepiej służą jej opisowi. Ale to zastrzeżenia stylistyczne.
Według mnie „Quidam” rzecz jeszcze bardziej komplikuje. Mianowicie oprócz jawnych postulatów aksjologicznych i nieskrywanej sympatii dla chrześcijaństwa, swój przesłanie ideowe buduje niejako na wspak, prezentując nam wizję wypalonego świata i pokazując, czym byłaby rzeczywistość, kultura i międzyludzkie relacje, GDYBY nie pojawiło się chrześcijaństwo. W jakiś sposób jest to rodzaj negatywnej (apofatycznej?) narracji i przesłania.
Co do „tego z postacią” w księdze XVI, pozostanę przy swoim zdaniu, zresztą możemy to skonsultować z innymi czytelnikami. Nie ma żadnych powodów, żeby na konspiracyjne spotkanie, na którym ujawnić ma się sobowtór spiskowca, Barchob miałby przychodzić do Jazona z Epirytą, a Jazon – nie widząc go – miałby pytać o przyczynę nieobecności Syna Aleksandra. Trudno tu byłoby o jakiekolwiek logiczne uzasadnienie takiej sytuacji. Mamy do czynienia z wzruszającą sceną pożegnania. Barchob ma łzy w oczach. W tym momencie Jazon miałby go pytać o obecność Epiryty? Ewidentnie chodzi o sobowtóra, którego przyjście definitywnie zakończy rzymską misję Jazona i uruchomi istotny ciąg powstańczo-mesjańskich zdarzeń.
Serdecznie pozdrawiam i łączę ukłony

Prześlij komentarz